Dwa lata temu się nie udało,
rok temu też nie,
ale jak to mówią "do trzech razy sztuka" :)
miesiąc temu, całą rodzinką dotarliśmy na:
W tym roku był połączony z Targiem Śniadaniowym. Chwyt marketingowy świetny. Jako zapalony miłośnik zdrowego odżywiania zakupiłam masę pyszności, prawie bankrutując :) Najbardziej cieszyłam się z chleb z dynią i jadalnych kasztanów, które kosztowałam pierwszy raz w życiu.
Po opróżnieniu portfela dotarliśmy na właściwe obchody Święta Dyni. Różności było dużo. Mnie oczywiście ciągnęło do warsztatów filcowania. Jestem bardzo zadowolona z efektów i z tego, że wreszcie utoczyłam własne kulki z czesanki. Do tej pory pracowałam na arkuszach i nadal pozostanę temu wierna, jednak nie da się ukryć, że czesanka mrugała do mnie już od dawna. Spod moich dłoni wyszły kolczyki, a naszyjnik utoczyła córka. Oczywiście wszystko w kolorystyce dyniowej :)
Synek zaczepiał panie hostessy przebrane w dynie,
rozanielone panie dały mu ozdobną dynię na pamiątkę.
Niestety w czasie zabawy kawałek się ułamał.
Niestety w czasie zabawy kawałek się ułamał.
Na koniec córcia postanowiła wziąć udział w Kole Fortuny.
Wygrała, kilka przydasiów kuchennych.
Festiwal był fantastyczny, choć nieskromnie powiem, że moja zupa dyniowa jest smaczniejsza :) Przepisem pochwalę się, jak tylko uda mi się dotrzeć na plac, zakupić składniki,
ugotować i obfotografować dyniowy krem.